sobota, 1 czerwca 2013

Rozdział VIII

Heyka kochani :3 Powiem wam tylko, tak dla ciekawskich, Alfie to będzie taki trochę Neville i Luna w jednym :D  Czytać mi rozdział 8 :P / Luna
***
- Witajcie kochani pierwszoroczniacy, jak i starsi uczniowie. Mam parę ogłoszeń. Nowi nauczyciele! Pani profesor Lydia Berkins, wróżbiarstwo, oraz profesor Harvey Solley, zielarstwo. Mam nadzieję, że miło ich przyjmiecie. Oczywiście wstęp do Zakazanego Lasu jest zabroniony. Proszę się ograniczać do minimum używania zaklęć na korytarzach. - Tu spojrzał na paru uczniów, szczególnie na stół Ślizgonów. - No dobrze nie będę zanudzać. Smacznego.
Dyrektor klasnął, a stoły aż ugięły się pod ciężarem jedzenia, które pojawiło się znikąd.
- Jedzenie pojawiło się dzięki skrzatom domowym. - Tom aż podskoczył. To był Mark. - Kuchnia jest piętro niżej, więc przesyłają jedzenie do Wielkiej Sali.
- A jak wyglądają skrzaty domowe?
- Różnie, ale to są takie małe "człowieczki" z dużymi nosami i uszami. Zwykle noszą stare szmaty, ponieważ właściciel może zwolnić skrzata, tylko poprzez danie mu jakiegoś ubrania. Ja w domu mam skrzatkę Meriadę.
- Aaa...
Tom nałożył sobie po trochu każdej potrawy i wypił szklankę soku dyniowego, który bardzo mu posmakował. Alfie, który siedział po drugiej stronie Toma, nie jadł nic.
- Alfie, czego nic nie jesz?
- Nie jestem głodny. - Alfie cały czas miał drżący głos.
- Jak to nie jesteś głodny?
- Stresuję się. Powiem ci w wieży.
- Ok.
Alfie napił się tylko trochę soku dyniowego i zjadł dosłownie 3 łyżki puddingu. Znów przemówił dyrektor.
- Prefekci odprowadźcie pierwszoklasistów do swoich wież. Żegnam i dobrej nocy.
Dyrektor tylko się uśmiechnął.
- NO DALEJ, PIERWSZOKLASIŚCI ZA MNĄ!! - jakiś ciemnoskóry chłopak krzyczał.
 Tom zawołał gestem Alfiego. Szli zachwycając się zamkiem. Postacie w obrazach się poruszały. Alfiego to nie obchodziło. Szedł w ciszy i chyba trochę szlochał. Tom nie wiedział o co chodzi, ale tylko poklepał go lekko po plecach i szepnął:
- Dasz radę.
Szli podziemnymi korytarzami. Było bardzo zimno. Chłopiec, który ich prowadził powiedział jakieś słowo brzmiało jak "Szlamy". Nie wiedział co to znaczy, ale się dowie. Pokój Wspólny (czy jakoś tak nazwał go ten ciemnoskóry chłopiec) był piękny.
- Proszę chłopcy tymi schodami. - wskazał na schody po lewej. - A dziewczyny po prawej proszę.
Alfie i Tom poszli pierwsi.
- O tutaj. Mamy razem dormitorium. - Tom uśmiechnął się zachęcająco. - Z nami mają być Julian Sidebotty, Kelvin McHolly i Sean Founing. No dalej Alf. Gadaj czym się stresujesz?
- No wiesz... Bo... Ja... Ja się boję, że nic nie będę umiał. Wszyscy w rodzinie podejrzewali, że jestem charłakiem. No wiesz... Osoba urodzona w rodzinie czarodziejów, ale która nie okazuje zdolności magicznych. - dodał widząc minę Toma. - Prawdopodobnie będę najgorszy na roku.
- Nie martw się, Alf. Dasz radę. Ja przecież nawet nie wiedziałem, że magia istnieje. Zakuwałem przez ostatnie dni, przeczytałem większość książek. Jeśli nie będziesz dawał radę, pomogę ci. Marka poproszę i też ci pomoże. Dasz radę!!!
- Dzięki. Zobaczę jutro jak się zacznie.
Do dormitorium weszli pozostali chłopcy. Kelvin był ciemniejszej karnacji, a Sean i Julian biali. Uśmiechnęli się i przywitali.Wydawali się mili.
Tom pierwszy poszedł do łazienki, ubrał się w miękką piżamę i położył się. Zasnął późno, bo czytał książkę.  Śniło mu się, że nie umiał nic wyczarować i wywalili go ze szkoły. O 5 rano wstał. W wannie rozmyślał o śnie. A co jeśli mnie wyrzucą? Jeśli nie będę mieć dobrych ocen to co mi zrobią? Myśli Toma kotłowały. Za chwilę zaczną się lekcje. Wszedł do dormitorium i obudził Alfiego.
- Dzień doberek. - Tom uśmiechnął się na zachętę. - Wstawaj.
Po 10 minutach byli gotowi i zeszli do PW. Mark już tam był.
- Czekałem na was. Chodźcie na śniadanie.
Doszli do Wielkiej Sali, w której była już ponad połowa uczniów. Stoły były zawalone jedzeniem, ale nie było złotych talerzy. Usiedli, Tom nałożył sobie owsianki, a później wypił 2 szklanki soku dyniowego. Alfie tym razem zjadł dużo. Na pewno zgłodniał, nie jadł przez jakieś 12 godzin (jeśli nie więcej).
- Witam, panowie. - to był opiekun domu, profesor Slughorn. - Tu są wasze plany lekcji. Mark, mógłbyś przyjść dzisiaj wieczorem, jeśli tylko możesz? Mam do ciebie sprawę.
- Dobrze, panie profesorze.
- No, zmykajcie po podręczniki i pędźcie na lekcję. Wy chłopcy, macie ze mną lekcję teraz, eliksiry. Sala jest w lochach niedaleko obrazu Sir Mascelota. Do zobaczenia.
Ruszyli do dormitorium, wzięli podręczniki i poszli szukać sali lekcyjnej. Znaleźli nawet szybko. Pierwsza lekcja zacznie się za 5 minut. Ciekawe jak będzie.
***
No macie troszkę dłuższy rozdział. Mam nadzieję, że się spodoba. Pozdrowionka dla stałych czytelników. :D Kiedyś to się tak zajebiście długo rozpiszę, ale jeszcze nie dziś :P / Luna