Kochani, drugi rozdział. Specjalnie dla Gabrieli Zdańskiej, która prosiła o
dłuuugi rozdział. Napisałam tyle ile dałam radę. Od razu mówię , że piszę nie
tak jak było w książce :D Będę się podpisywać ^^ / Luna
***
Tydzień później Tom oczekiwał na przyjście kogoś z Hogwartu. Taa, jasne, bo jeszcze przyjdzie. Około godziny 11, jednak ktoś zapukał i wszedł. Nie wyglądał na starego.
Tydzień później Tom oczekiwał na przyjście kogoś z Hogwartu. Taa, jasne, bo jeszcze przyjdzie. Około godziny 11, jednak ktoś zapukał i wszedł. Nie wyglądał na starego.
- Witaj Tom. Jestem Mark Joells. Jestem Prefektem Naczelnym
w Hogwarcie.
- Yyy... Kim?
- Prefektem Naczelnym.
- Yyy... Kim?
- Prefektem Naczelnym.
- No więc tu mam listę książek do zakupienia. Skąd mam wziąć
pieniądze? – zapytał Tom podając listę. Nie czuł sympatii do Prefekta.
- Masz na nazwisko Riddle, choć właściwie powinieneś Gaunt. Weźmiemy pieniądze z twojej skrytki. Pójdziemy na Pokątną. Chodź.
Tom był już ubrany. Te same ubrania od dawna. Nie miał mu kto kupić nowych. Wyszli z sierocińca, którego tak nienawidził.
- Masz na nazwisko Riddle, choć właściwie powinieneś Gaunt. Weźmiemy pieniądze z twojej skrytki. Pójdziemy na Pokątną. Chodź.
Tom był już ubrany. Te same ubrania od dawna. Nie miał mu kto kupić nowych. Wyszli z sierocińca, którego tak nienawidził.
- Pójdziemy do Dziurawego Kotła. Tam jest przejście na
Pokątną.
- Yyy... No dobrze.
- Yyy... No dobrze.
Co za nudziarz. Gada jak napuszony pacan. Ale nie odzywał
się. Na szczęście Dziurawy Kocioł był blisko sierocińca. W DK nikogo nie było.
No, nie pomijając barmana i jakiegoś faceta w pelerynie. Weszli na tyły baru, Mark
stuknął różdżką w odpowiednią cegłę na ścianie.
Co on robi?? – pomyślał Tom. Ale o dziwo, ściana uformowała się w przejście, przez
które przeszedłby nawet gruby człowiek. Mark machnął ręką zachęcając Toma do
przejścia.
- No więc teraz idziemy do banku Gringotta. Ten wielki,
biały budynek to on. Mam twój kluczyk, w sensie do twojej skrytki.
- No dobra.
Tom wyglądał jakby nie wiedział o czym Mark do niego mówi. Weszli
do budynku. Wyglądał jak pałac. Tyle, że w pałacu nie ma goblinów. Siedzieli w
rządku. Wszyscy byli skupieni na swojej pracy, jedni liczyli monety, a drudzy
je ważyli. Tylko, że jakie. Były inne niż te które widział w swoim świecie.
- Zastanawiasz się pewnie co to za pieniądze?
- Noo, tak.
- A więc są galeony, sykle i knuty. 1 galeon to 17 sykli, 1
sykl to 21 knutów. Złoty to galeon, srebrne to sykle, a brązowe to knuty.
Podeszli do goblina, Mark podał mu kluczyk. Goblin wziął
kluczyk i zaprowadził do drzwi.
- Ach ty nazywasz się...?
- To jest Tom Riddle. Jego dziadek to Gaunt. Więc z jakiej
skrytki bierze pieniądze? Mugolskiej czy rodowej?
- Skoro ma kluczyk do rodowej skrytki, bierzemy właśnie z
niej. – goblin wyglądał na ponurego. – Wsiadać!
Weszli do dziwnego pojazdu. Jadąc nim można byłoby z
łatwością wypaść. Na szczęście były pasy. Jechali bardzo długo.
- Mark?
- Mmm?
- Gdzie my jedziemy?
- Do podziemi Gringotta. A dokładniej do skrytki Gaunt’ów.
Dojechali do skrytki, pojazd zatrzymał się. Zapadła cisza,
przerywana pluskiem wody.
- Wychodzimy! – nakazał goblin.
Wyszli z pojazdu i skierowali się do przejścia, z łukiem. Napis
nad przejściem głosił:
Ne quicquam non tuum*
Tom
przeczytał to po cichu.
- Mark? Co tu pisze?
- Mark? Co tu pisze?
-
Ne quicquam
non tuum.
– przeczytał Mark. - Nie znam łaciny. Przykro mi.
Gobli przejechał
swoim długim, obrzydliwym paznokciem podrzwiach, a one otworzyły się. Weszli do wielkiego pomieszczenia. Było
pomalowane na biało ze srebrnymi ozdobnikami. Na końcu Sali były drugie drzwi. Ale
to co tam zobaczył było straszne. Ogromny pająk, był przynajmniej na 5 stóp. Pająk usłyszał cichy
tupot stóp. Z palca goblina wypłynęła mgiełka, która uformowała się w jeszcze
większe stworzenie.
- Pająki boją się
olbrzymów.
Przeszli do drzwi na końcu Sali. Pająk uciekł do kąta. Wchodzili
do skrytki. O tak, wszędzie świeciło się od złota i srebra. Z boku Sali stała srebrna
szafa. Tom otworzył usta, takiej ilości złota jeszcze nie widział.
- No więc bierz do tej sakiewki pieniądze. – Mark podał mu sakwę. – Będą bardzo potrzebne. Szczególnie na 1 roku.
- No więc bierz do tej sakiewki pieniądze. – Mark podał mu sakwę. – Będą bardzo potrzebne. Szczególnie na 1 roku.
Tom zgarnął do sakwy ze 40 galeonów i trochę sykli, knutów
prawie nie brał. Spojrzał jeszcze raz na
skrytkę. „ To będzie moje. Muszę poznać tajniki magii.”
Wrócili na zewnątrz.
Wrócili na zewnątrz.
- Teraz idziemy do sklepu pana Ollivander’a. – na twarz
Marka wbiegł uśmiech. – Sklep z różdżkami. Bez niej ani rusz, ale to wiadome.
Nie ma co mówić.
Idąc do sklepu z różdżkami, Tom rozglądał się po ulicy. Był
tam tłum ludzi. Sklepy różnokolorowe. Ciekawe do ilu dziś wstąpi. Doszli do
sklepu Ollivander’a. Nacisnął klamkę i znalazł się raczej w ponurym miejscu.
***
*Nie bierz niczego co nie twoje
No więc więcej nie napisałam muszę mieć
wenę :D Notka powinna się znaleźć za tydzień :D / Luna
Oh, oh... Specjalnie dla mnie... Dziękuję. Bardzo mi się podoba. Czekam na ciąg dalszy :)
OdpowiedzUsuńPodoba mi się to, że sama stwierdziłaś, że to Ty będziesz wymyślała opowiadanie, które nie będzie dokładnie zgodne z książką. Właśnie o to chodzi. To Twój blog, Twoje opowiadanie. Masz władzę nad wszystkim.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i zapraszam na mój blog: http://bol-przejdzie-z-czasem.blogspot.com/
Lepiej, na prawdę lepiej. Tym razem nic sie nie zgadza z ksiazka. nawet to ze Gaunt'owie maja pieniądze. Zaczyna cos sie dziac, chociaz nadal za malo odczuc wewnętrznych, opisów itp, ale wszystko w swoim czasie. Nie przestawaj pisac !
OdpowiedzUsuńhogwardzki-trojkat.blogspot.com