piątek, 12 kwietnia 2013

Rozdział IV

Dziś się pospieszyłam :D Wena mnie nie odpuszcza. I dobrze. Cieszę się z statystyk. Już ponad 120 odwiedzających :D Mordka mi się cieszy jak widzę, że ktoś interesuje się moim blogiem. No więc czytajcie 4 rozdział :D / Luna
***
Tom obudził się wcześnie. Była godzina 5.30. Czy to co się działo wczoraj było prawdą? Czy może to był bardzo długi sen? Długi, ale wspaniały. Humoru nie mogły mu popsuć nawet te rozdarte dzieci. Spojrzał w stronę klatki. Jednak nie sen. Uśmiechnął się i podszedł do sówki.
- Jakby cię tu nazwać? Może Charles?
Sówka popatrzyła mądrze na Toma.
- Nie, nie. Nie będzie ci pasować. Hmm... - Tom poszedł po podręcznik do Historii Magii. - Może tu coś znajdziemy?
Tom usiadł na łóżku, a z otwartej klatki wyleciała sówka. Po chwili usiadła na ramieniu Toma. Chłopiec czytał zawzięcie.
- Mam. Merlin. Będziesz się nazywał Merlin. - sówka się ożywiła. Zaczęła latać po pokoju. - Spodobało ci się.
Tom pogłaskał Merlina, a ta pieszczotliwie dziabnęła go w palec. Sówka poleciała do swojej klatki. Chłopiec spojrzał na ścianę, na której wisiał kalendarz. Odliczał w nim dni do końca wakacji. Zostało jeszcze 6 dni. Tak, 6 dni w tym okropnym sierocińcu. Tom nie raz wyobrażał sobie jak to będzie w Hogwarcie. Czy znajdzie przyjaciół? Nikogo jeszcze nie kochał, bo nie miał kogo.
Nagle ktoś zapukał.
- Tom, znów ktoś do ciebie! - opiekunka wyglądała na zdziwioną. Za jej plecami zobaczył kogoś znajomego.
- Cześć Mark!
- Witaj. Co u ciebie nowego?
Opiekunka zamknęła drzwi, zostali sami.
- Nic, Mark. Myślałem, że mi się wczorajszy dzień przyśnił.
- No to nie był sen, na szczęście. Jak nazwałeś sowę?
- Merlin. Znalazłem w Historii Magii. - Tom uśmiechnął się. Mięśnie twarzy miał zastygłe. Nigdy się nie uśmiechał, dopiero od jakiś 24 godzin dowiedział się, co to szczęście.
- Super. Pasuje mu. To co? Jadłeś śniadanie?
- Jeszcze nie.
- A może gdzieś pójdziemy? Na przykład do Lovensee?
- A co to jest Lovensee?
- To sklep w Londynie ze słodyczami. Jest tam bardzo tanio. To co?
- Okey, pójdziemy. Pójdę na śniadanie. Poczekasz w pokoju?
- Jasne. Smacznego.
Tom wyszedł. Zszedł schodami do jadalni. W sierocińcu nie roiło się od dzieci, ale nie było też mało. Było ich około 40.
Śniadanie zjadł w pośpiechu. Wszedł do pokoju, wziął trochę pieniędzy i poszli do Lovensee. Szli spokojnie rozmawiając.
- Mark? A jak wygląda Hogwart? Jak tam jest?
- Hogwart jest to wielki zamek, ma siedem pięter i lochy. Są cztery domy Gryffindor, Ravenclaw, Hufflepuff i Slytherin. Tiara Przydziału przydzieli cię do któregoś.
- A ty w którym jesteś?
- W Slytherinie. No jesteśmy na miejscu.
Stali przed budynkiem, z szyldem jakiejś pizzerii, której nazwy nie można było się doczytać.
- Lovensee jest ukryte. Ministerstwo Magii dało pozwolenie panu Jeckins'owi na otwarcie sklepu właśnie w tym miejscu.
Mark stuknął różdżką trzy razy w numer budynku, a po chwili końcówką różdżki przejechał powoli po klamce. Drzwi uchyliły się. W piękniejszym miejscu Tom nigdy nie był.
***
Koniec. Następny rozdział powinien pojawić się w następnym tygodniu,. Chyba, że wena mnie wcześniej najdzie :D / Luna

3 komentarze:

  1. Rozdział fajny, tylko szkoda, że taki krótki. Jak na razie zaczynasz, więc życzę Ci dużo pomysłów i weny! Mam nadzieję, że z czasem wszytko się rozkręci.

    Może zajrzysz? http://bol-przejdzie-z-czasem.blogspot.com/

    Pozdrawiam,
    Wentz

    OdpowiedzUsuń
  2. W porzadku. Całkiem okej, na prawdę. :)
    Co do bledow... pare powtorzen, ale nie jest źle.
    Nie przestawaj pisac!

    hogwardzki-trojkat.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń